.........................................- Parafia Pod Wezwaniem Wniebowziecia NMP w Chrobrzu -

Msze Święte oraz Uroczystości


  • Dzień powszedni: 17:00
  • Niedziele: 8:00, 10:00, 12:00.
  • Czy wiesz, że?

  • Nasza parafia istnieje od 1020 roku!

  • W Chrobrzu znajduja sie jedne z najcenniejszych renesansowych nagrobkow w Polsce.

  • Nowy kosciol konsekrowal pod wezwaniem Wniebowziecia Najswietszej Marii Panny sufragan krakowski Marcin Bialobrzeski w 1576r.
  • Dwa oblicza – jedno Serce, jeden PAN PDF Drukuj Email
    Wpisany przez Redakcja   
    piątek, 20 września 2013 10:21

    Dwa oblicza – jedno Serce, jeden PAN

    Będę szukał oblicza Twego, Panie.
    Nie zakrywaj przede mną Swojej twarzy,
    nie odtrącaj w gniewie Twojego sługi.
    Ty jesteś moją pomocą, więc mnie nie odrzucaj
    (Ps 27, 7-9, 13-14).

    ........Rysunki skalne, płaskorzeźby, obrazy, plakaty, zdjęcia – stworzona przez człowieka kultura od początku była nimi naznaczona – począwszy właśnie od pierwotnych prymitywnych rysunków skalnych, na współczesnych artystycznych fotografiach skończywszy. W ludziach zakorzeniona jest potrzeba wyrażania swoich myśli i uczuć, a jednym ze sposobów na to jest sztuka obrazu. Obrazu, który pozwala zarówno ukazać im swoje wnętrze, jak i utrwalić to, co zewnętrzne – otaczający ich świat, rośliny, zwierzęta i ich samych. W takim przenoszeniu na kamień, płótno, a teraz nawet na ekran monitora, elementów owego świata kryje się chęć uwiecznienia tego, co od wieczności dzieli przepaść nie do pokonania, chęć przedłużenia choć o chwilę egzystencji rzeczy, zwierząt i ludzi.

    ........Szczególną formą tego rodzaju sztuki są portrety i autoportrety – pełne czci, zadumy, melancholijne, tkliwe, poważne, zabawne lub karykaturalne – niezależnie od konwencji, kolorystyki czy stylu utrwalają czyjś wizerunek, a razem z nim coś charakterystycznego dla danego człowieka i wyróżniającego go spośród tłumu innych ludzi. Ponadto, gdy prezentują wizerunek osoby, którą kochamy, lubimy, cenimy, pokrywa je dodatkowo – niczym warstwa werniksu ­– nasz sentyment do nich. Sentyment, ponieważ dzięki nim możemy patrzeć na twarz kogoś nam bliskiego, kogo być może już z nami nie ma – jest daleko od nas, tak daleko, że ludzka miara odległości na nic się zdaje. Najważniejsza i najpiękniejsza pamięć o ukochanej osobie to pamięć nie o jej wyglądzie fizycznym, ale o tym, co najbardziej nieuchwytne, a jednak najtrwalsze – o jej duszy, która przez swą nieśmiertelną naturę nadaje, najgłębiej pojmowanej, szlachetności śmiertelnemu, niedoskonałemu ciału.

    ........Dusza, serce, jestestwo człowieka są otoczone jego cielesną powłoką (jest ona jakby ich tarczą, osłoną i jednocześnie płaszczyzną, poprzez którą komunikujemy się ze światem zewnętrznym), jednak nie są od niej ważniejsze. Powłoka ta jest bowiem równie ważna i tak mocno z tymże wnętrzem zespolona, że nie możemy o niej zapomnieć, nie możemy odżegnać się od tego, co jest wpisane w naszą świadomość – od postrzegania drugiego człowieka także poprzez pryzmat jego fizyczności. Fizyczności, która jest namacalna, dostępna zmysłom, powiedzielibyśmy, sprawdzalna w najprostszy sposób – poprzez spojrzenie czy dotknięcie. Fizyczności, która może wywołać zachwyt – idealną sylwetką, piękną twarzą, ogólnym powabem, jak również budzić wstręt, zniechęcenie, a nawet przerażenie – ciało okaleczone w wypadku lub dotknięte chorobą i zmienione przez nią. Fizyczności, w którą Bóg jakby wyposażył człowieka na czas tej ziemskiej wędrówki – tak ukształtowany świat wymaga podobnie ukształtowanego ciała, abyśmy mogli, niczym pielgrzym niosący w plecaku najcenniejszy skarb, nieść duszę w ciele. Plecak szybko się niszczy – nadrywają się szelki, przeciera materiał, odpadają guziki – podobnie jest i z naszym ciałem, które z czasem niszczeje i choć wielokroć je reperujemy, jak się reperuje plecak, w końcu nadchodzi moment, kiedy z pokorą musimy zdjąć z ramion bagaż, obciążony – świadomie lub nie – w czasie naszej wędrówki licznymi kamykami, a przechowywany w nim bezcenny skarb, jakim jest dusza, oddać Temu, od którego go otrzymaliśmy. Ciało nie idzie jednak na zatracanie, ono również, jako stworzone przez Boga i doń należące, wraca do Niego. Oddać się więc w Jego ręce duszą i ciałem, aby swą obecnością wypełnił tęsknotę za Nim, jaką żywiliśmy od poczęcia aż do ostatniego oddechu. Wreszcie fizyczności, w którą wszedł sam Stwórca, Syn Boga żywego.

    ........Bóg stworzył człowieka na swoje podobieństwo i nie poprzez ciało to podobieństwo się objawia, podobieństwo to jest bowiem o wiele bardziej wzniosłe i niezwykłe… jest nim nasza zdolność do miłości, a także zdolność do rozpoznawania dobra i zła oraz poznawania świata i panowania nad nim dzięki rozumowi; możliwość wybierania pomiędzy dobrem a złem, taką a nie inną drogą dzięki wolnej woli etc. Bóg tak szczodrze podzielił się z nami miłością, że dopuścił nas do aktu stwórczego, aktu powoływania nowego życia – niczym innym bowiem jest poczęcie dziecka, jak właśnie uczestnictwem ludzi w dziele stwarzania świata. Stwarzania, które nie zakończyło się po sześciu dniach, ponieważ trwa ono przez cały czas – dopóki będzie pojawiało się na tej Ziemi nowe życie, dopóty będzie ona stwarzana. Przyszedł jednak ten najważniejszy w dziejach ludzkości moment, w którym to właśnie Stwórca uniżając się, upodobnił się do swojego stworzenia. W ubogiej szopie, w otoczeniu zwierząt i pastuchów Logos, Słowo Życia ukazało się w najbardziej niepozorny sposób – w ciele dziecka. Syn Boży człowiekiem, człowiekiem podobnym do nas we wszystkim oprócz grzechu (Hbr 4, 15). Chrystus wyszedł naprzeciw naszej ułomnej i słabej naturze, która często nie potrafi pokonać bariery zmysłów: wzroku, słuchu, dotyku – On dotknął ziemi jako istota cielesna, On pozwolił nam się dotknąć, tak jak dotyka się drugiego człowieka. Jezus wszedł w ten wymiar materialny naszego życia, trudno więc uchronić się od chęci spojrzenia na Niego jak na drugiego człowieka, od ciekawości tego, jak On wyglądał? Równym krokiem obok tej ciekawości podąża za nami pytanie: co możemy o Nim powiedzieć, patrząc na Niego?

    ........Sposobność do takiego – w jak najściślejszym tego słowa znaczeniu – ludzkiego spojrzenia na Syna Bożego i do postawienia takiego pytania dają nam dwa namacalne znaki obecności Jezusa: Chusta z Manopello i Całun Turyński [1], które czcimy jako relikwie (choć, co trzeba tutaj dodać, jak dotąd Kościół nie przesądził o ich autentyczności). Przedstawiają one owo ludzkie oblicze Mesjasza, właściwie dwa oblicza jednego Pana, jednego Serca. Dwa oblicza, które doskonale odzwierciedlają naszą ludzką naturę i jednocześnie wskazują na zadziwiającą, wspaniałą wszechmoc Stwórcy. Jeżeli nasz Mistrz pozostawił nam po sobie taką pamiątkę, to my, jego uczniowie idący za Nim, nie możemy ot tak przejść nad tym darem do porządku dziennego. Musimy, jak każdy ślad pozostawiony przez naszego Boskiego Nauczyciela, badać – tzn. przyglądać się mu, kontemplować go, zadawać sobie pytania i szukać na nie odpowiedzi. Każde spojrzenie na te dwa oblicza naszego Pana powinno ożywiać nasze serce i myśl. Każdy z nas powinien czytać z tego spojrzenia, jakim obdarza nas Chrystus na tych dwóch wizerunkach – każdy na własny sposób, poprzez własne doświadczenia, ponieważ na różnych poszczególnych etapach naszej relacji z Nim, będzie przemawiał do nas w inny, wyjątkowy sposób.

    ........Mickiewicz napisał niegdyś: ,,Każda twarz jest pomnikiem narodu” (Dziadów części III Ustęp, Droga do Rosji, s. 82) ­– możemy śmiało powtórzyć za naszym wieszczem te słowa, odnosząc je właśnie do Chrystusa, którego ludzkie oblicze jest żywym, nieprzemijającym pomnikiem naszego narodu (narodu pojmowanego jako ludzkość całego świata). Przywołanie tego krótkiego wersetu Dziadów przypomina nam o tym, że twarz nie jest zwykłą li tylko częścią naszego ciała, ale ma ona, utwierdzone wielowiekową tradycją kulturową, znaczenie symboliczne. Symbolika twarzy jest niezwykle bogata: ,,mowa bez słów, namiastka całego człowieka, przelotne odsłonięcie osoby; zwierciadło duszy, charakteru; obecność, potęga, władza” (W. Kopaliński, Słownik symboli, s. 441). W Piśmie Świętym mowa jest o obliczu Pana (Rdz 3, 8; Lb 6, 25; Sdz 5, 5), a jakie jest oblicze Zbawiciela, którego pamiątkę pozostawił nam na dwóch płótnach? Co mówią nam te dwa wizerunki? Co mówią mnie – młodej osobie z takim a nie innym bagażem doświadczeń, która swą młodość oddaje Chrystusowi, by na skale, jaką On jest, budować swoje życie?

    ........Chusta z Manopello – boskie oblicze Chrystusa przed śmiercią, Chrystusa umęczonego dla nas i za nas, oblicze odbite na nieprzyjmującym farby materiale. Królewski wizerunek na królewskim płótnie – bisiorze, najdroższej, najcenniejszej i najdelikatniejszej tkaninie starożytnego świata. Obraz uwieczniony nie ręką ludzką, ale mocą Bożą, która znów pokonała ograniczenie naszej zmysłowej, materialnej rzeczywistości. Patrzę na ten dowód Bożego panowania nad tajemniczą dla nas wciąż naturą i widzę okrągłą twarz o łagodnych, wręcz dziecięcych i jakby nieporadnych rysach: mały nos, wpół rozchylone usta, niesforne kosmyki włosów i oczy – jakby senne, choć wyraźnie w coś lub w kogoś wpatrzone. Twarz, z której promieniują niewinność, łagodność, twarz naznaczona ogromnym cierpieniem, wręcz przypominająca twarz dziecka z zespołem Downa… Czy nie jest niestosowne porównanie fizjonomii Jezusa Chrystusa do fizjonomii dziecka z mongolizmem? Bynajmniej. Myślę, że to porównanie właśnie jakby z nową siłą uświadamia nam tę niepojętą dla nas ofiarę Boga, który zszedł na ziemię, przyoblekając się w ludzkie ciało i przyjmując wszystko to, co niesie ze sobą nasz słaba fizyczna i psychiczna konstrukcja. Twarz, którą widzimy na chuście z Manopello może nam się wręcz nie podobać, wywoływać zdziwienie, szok, niedowierzanie: to tak wyglądał Zbawiciel świata, który pokonał śmierć? Tymczasem ta odsłona Chrystusowego oblicza jest najbliższa naszemu ludzkiemu obliczu, jest to bowiem wizerunek Tego, który istniał przed stworzeniem świata, a który całym swym człowieczeństwem cierpiał mękę odrzucenia, poniżenia, wyszydzenia, mękę krzyża. Jezus pochylił się w ten sposób nad naszą niedolą – swe nieskalane bóstwo ukrył w ciele i wziął udział w naszych cierpieniach, jakie przeżywamy tutaj na ziemi. Zjednoczył się w pełni z wszystkimi cierpiącymi, chorymi, ubogimi, tymi, na których widok tak często się wzdrygamy, pytając: to tak wygląda człowiek stworzony przez nieomylnego Boga, mający rządzić całym światem? Oto Mesjasz, którego boską chwałę okryła ludzka twarz – Bóg i człowiek cichy, pokorny, łagodny, ufający swemu Ojcu jak dziecko. Nie jest to jednak kompletny (zarówno zewnętrzny, jak i wewnętrzny) portret Chrystusa, Jego ziemskiego konterfektu dopełnia wspomniany Całun Turyński, w który owinięte było ciało Jezusa po złożeniu Go do grobu, a w tym konkretnie przypadku część okrywająca twarz.

    ........Wygląd Jezusa jest tutaj zgoła odmienny od tego, jaki możemy obserwować na chuście z Manopello – można by powiedzieć, że Ten Jezus w niczym nie przypomina Tamtego. Ponownie przyglądam się zdjęciom tkaniny, świadectwu Bożej mocy – której działania nie potrafi wyjaśnić i naśladować współczesna nauka – i widzę twarz o wyraźnych, zdecydowanych rysach: długi, prosty nos, głęboko osadzone oczy, gęste włosy i brodę. Twarz, z której biją godność i spokój – twarz człowieka skupiającego w swoich rękach wszelką władzę, twarz króla – oto esencja majestatu. Ta druga odsłona Chrystusa jako człowieka ukazuje nam potężnego Władcę, który niczego się nie lęka, który panuje nad życiem i śmiercią – to On jest naszą siłą, twierdzą, skałą, bezpiecznym portem, w którym możemy znaleźć schronienie.

    ........Pozostaje zadać sobie pytanie: jak pogodzić te dwa, tak bardzo różniące się od siebie, wizerunki Syna Bożego? Nałóżmy na siebie te dwa obrazy wcielonego Słowa Bożego i odpowiedź sama przyjdzie. Oto ujrzymy twarz Jezusa, pokornego Baranka prowadzonego na rzeź (który w pełni odczuł wszystkie nasze słabości, który stał się świadomie współczującym bratem każdego człowieka – nawet, a właściwie w szczególności, tego cierpiącego fizycznie i psychicznie, niechcianego przez innych) i wszechwładnego Boga przekraczającego bramy śmierci. Dlaczego Bóg posłał na świat swojego Syna, aby w ludzkim ciele doznał wszystkich cierpień, trudów i pokus, jakich doznajemy, aby tak upodobnił się w tym wszystkim do nas (we wszystkim oprócz grzechu)? Jedyna słuszna odpowiedź, jaka może tutaj paść, brzmi: z miłości do nas. Miłości, z której wszystko bierze swój początek, w której wszystko trwa i w której wszystko ma swój koniec. Miłości, za sprawą której w jednym Sercu Jezus Chrystus połączył swoje bóstwo i człowieczeństwo w najpełniejszym jego wymiarze. Nasza zdolność do kochania – oto nasze podobieństwo do Stwórcy, przybranie ludzkiego ciała przez Jezusa Chrystusa – oto upodobnienie się Stwórcy do nas – oto i pełnia zespolenia człowieka z Bogiem. Podobieństwo, o którym nie możemy zapomnieć – o którym ja, młoda osoba wchodząca na własną ścieżkę życia, nie chcę i nie mogę zapomnieć, z którego jestem dumna i z którego chcę czerpać siłę, stawiając każdy krok w czasie tej wędrówki zbliżającej mnie każdego dnia do Chrystusa, a przez Niego do Boga Ojca.

    Joanna Guzikowska

     

     


    [1] Informacje na temat Chusty i Całunu znajdą Państwo m.in. na stronach poświęconych tymże relikwiom – zainteresowanych odsyłam więc pod następujące adresy:

    http://www.manoppello.eu/
    http://www.calun.org/

    Poprawiony: piątek, 20 września 2013 10:37
     
    stat4u